Smutek i melancholia

To co czujesz, to co sie teraz z Tobą dzieje czy naokoło nie wynika z żadnego błędu, nie wynika ze złych wyborów wcześniej dokonanych ani z żadnego błedu wewnątrz Ciebie. Nic nie musisz zmieniać. Nie jest to także rezultat grzechu czy karmy. 

     To co teraz czujesz i przeżywasz  JEST CZĘŚCIĄ PROCESU, przez który przechodzisz od jakiegoś czasu. Częścią rzucającą Ci wyzwanie, kwestionującą wszystko w co wierzysz, powodującą wyczerpanie twojej energii, a przede wszystkim POZBAWIAJĄCĄ WSZELKIEJ NADZIEI. Szczerze to rozumiem, ponieważ jest to także część mojego procesu. Ja także przez to przeszłam.

     Te gorsze dni zwane dołem lub depresją są czymś, co potrafi całkowicie zawładnąć twoim ciałem. Może je skutecznie sparaliżować, unieruchomić i doprowadzić do stanu braku równowagi fizycznej, psychicznej i emocjonalnej. Czujesz się przytłoczona/y, z nadmiarem myśli, chaosem, mętlikiem w głowie. Tracisz pasję, energię twórczą, mylisz się, zapominasz, plączesz. Nie czujesz smaku a zapachy nie mają znaczenia. Taka ciemność, czarna dziura. Depresja wpływa też na to coś co nazwał/a/byś duchem. A jest to część całości tworzonej przez ciało, umysł i duszę. Czujesz się opuszczona/y, że Boga nie ma, że nie posiadasz żadnej duszy, że to jakis stek kłamstw i bzdur. Poprostu pustka. Jedno wielkie nic. A to jest część twojej przemiany, twojej metamorfozy i tego świata. Zmieniasz się ze zwykłego człowieka w ludzkiego anioła i jesteś dokładnie gdzieś pośrodku. To czym uważałaś, że jesteś wydaje się ciebie opuszczać. 

     Gdzie podziało się twoje życie? Cieszyłas się nim. Zawsze marzylaś by byc trochę większą, mądrzejszą, ładniejszą, mieć gęstsze włosy i mniejsze pośladki, być odrobinę seksowniejszą i o wiele bogatszą. Ta osoba znajduje się dokładnie w umyśle. Nie zna niczego innego. Wie tylko o swoim istnieniu jako człowiek, dziewczyna, chłopak. Ma marzenia, aspiracje i nadzieje. I idzie przez życie  zawsze starając się osiągnąć choć odrobinę więcej, być może współzawodnicząc z innymi . 

     Ale cos  gryzie ciebie od środka. Coś, jakby głos mówiący: - JUŻ CZAS. W pewnym sensie zaczynasz słuchać tego głosu i zdajesz sobie sprawę, że rzeczywiście już czas na ogromną przemianę. Pewnego dnia, jedząc lazanię uświadamiasz sobie, że jest gotowa i wołasz do boga : - Hej, drogi boże, jestem gotowa. Kocham moje życie  ale już czas na zmianę. Nie wiem dokładnie o co proszę, nie wiem co się stanie, ale wiem, że to będzie dobre. Tym sposobem poddajesz się, oddajesz się zmianie która jest całkiem naturalna. Jest to dla ciebie radosna i wzniosła chwila. Czujesz się uwolniona od swych dotychczasowych zwyczajów, starej rutyny i mawyków. czuje się naprawdę wolna. czekasz aż coś się wydarzy.

     Dość szybko jednak odkrywasz, że wcale nie czujesz sie tak wspaniale - taka mała niestrwaność. Twoje nogi nie pracują już tak zgodnie, potykasz się  i tracisz równowagę. Zamiast stać się ładniejsza, zaczynasz być odrobinę szarawa. A myśli, zamiast się wyostrzyć staja się bardziej zamglone, rozmazane. Zaczynasz żałować, że kiedykolwiek zechciałaś jakiejkolwiek zmiany , że uwierzyłas w te bzdury o duchu ,bogu i przemianie. Słyszałaś coś na ten temat ale teraz twój umysł zaczyna w to wątpić. Mówi: - To musiała być jakaś ściema. I marzy, żeby  mozna było to cofnąć. Ale za kazdym razem kiedy próbujesz wrócić do poprzedniego stanu ponosisz porażkę. 

     Zaczynasz czuć przygnębienie, właściwie zamiast być promienniejszą jestes coraz bardziej szara. Wkrótce odrywasz,że nie możesz rano wstac z łóżka. Nie jesteś zainteresowana jedzeniem, nie chesz o niczym myśleć. To co wcześniej cię zachwycało, już cię nie pociąga. Kiedy okazuje się, że  musisz rano wstac a nie masz siły nawet otworzyć oczu, stajesz sie jeszcze bardziej smutna. Wpadasz w stan "pomiędzy". Zdajesz sobie sprawę, że nie potrafisz siebie naprawić a twój umysł nie jest w stanie skupić się na czymkolwiek. Chciałabys się napić, odpuścić, odprężyć, ale czujesz się jescze gorzej. 

    Czujesz jakby  zaczynało cię pokrywać coś w rodzaju skorupy, sieci - nowy rodzaj więzienia ? próbujesz krzyczec, ale nie możesz. Starałaś się ... zmuszłas sie do wyjścia z tego stanu, z tej depresji w którą wpadłaś. Usiłowałaś skupić się na czymś, śmiac się z czegoś, ale nie potrafiłaś.  Wszelka miłość jaką kiedykolwiek miałaś do siebie zaczęła cię opuszczać. A ten kokon otoczył się całkowicie. Nastała ciemność. I cisza. i pustka. I nic. 

     - Drogi boże, to mój ostatni krzyk. Nie wierzę w ciebie ale nie chcę umierać. Chcę żyć, ale nie moge tego już znieść. - Ale wciąż panowała cisza i nic się nie wydarzyło. Przeżyłaś i pomyślałaś: Bóg nie istnieje, nie ma nadziei. Nie tylko jestem w ciemności ale jestem niczym. Sama stworzyłam swoje własne piekło. nie dam rady się wydostać.

      I pewnie w tym momencie się znajdujesz. A w momencie kiedy myślisz : zawsze kiedy myślałam, że jestem juz na samym dnie , okazywało się być jeszcze drugie, trzecie i piate dno. Osiągnęląs stan odpuszczenia wszystkiego w co  kiedykolwiek wierzyłaś, wydostajesz się z niego.  I będzie tak, ale dopiero w momencie całkowitego poddania i odpuszczenia, bez żadnego ale, bez żadnej wiary i nadziei. Ale to może dopiero przed tobą. Będziesz latać , będziesz cieszyc się ze wszystkiego i nie zabardzo przejmiesz się , że masz w portfelu ostatnie 100 zł a twoja koleżanka wygląda jak milion dolarów . Bedziesz mieć całkowiecie nową świadomość, ciało i umysł.  Będziesz motylem. Czymś , czego nie potrafisz sobie wyobrazic bo jak gąsienica ze swoim umysłem może wyobrazic sobie motyla?

     Ale to będzie trwać. Będą dni lepsze i gorsze. Będą pół na pół a potem z przewaga tych lepszych, ale dopiero kiedy całkowicie się poddasz i przestaniesz walczyć być lepszym i piękniejszym człowiekiem.  Być może to przez co przechodzisz jest po to abyś całkowicie uwolniła  wszystkie, swoje ludzkie przekonania i wierzenia, wszystkie powłoki, które posiadasz będąc człowiekiem, wszystkie powikłania, abys mogła wyłonić się nowa TY.

    Ale dlaczego muszę przez to przechodzić? - zapytasz - Dlaczego muszę czuc się zdradzona przez  boga , przyjaciół, ludzi i rodzinę?  

     To bardzo przykry stan. Ale jestesmy jednymi z pierwszych ludzi, którzy go doznają. Jest grupa, która już przez to przechodziła, niewielka i oni wiedza jak to jest. Doświadczacie tego wszhystkiego, żeby doprowadzić do ostatecznego poddania  i całkowitego odpuszczenia, i przyjdzie taki dzień kiedy ta ciemność duszy nie będzie już potrzebna, a depresja przestanie być częścią procesu.  Właśnie tera prosze cię, abyś to zaakceptowała i przyjęła, pomimo, że to takie trudne.  Przyjmij swój gorszy dzień, obejmij swój smutek, ból i gniew.  Przestań pragnąć się go pozbyć. Pozwól sobie w nim być  o odkryj, co ze sobą przynosi. Ponieważ wszystko co do ciebie przychodzi, zawiera coś do odkrycia, jakiś dar. zaś w tym smutku i melancholii ukryta jest radość.



Komentarze